Joga daje sens
– Miarą praktyki nie jest liczba obserwatorów na Instagramie czy certyfikatów z różnych szkół. Miarą praktyki jest to, jak żyjesz – tu i teraz. – podkreśla Jolanta Suszko Adamczewska, nauczycielka Hatha Jogi, z którą rozmawiam o tym, czym jest joga.
Marta Chowaniec: Dlaczego jogę każdy odbiera inaczej?
Jolanta Suszko-Adamczewska: Myślę, że w życiu w ogóle nie powinno się generalizować, bo jesteśmy różni. Każdy z nas w inny sposób doświadczy np. tej samej lekcji jogi, tego samego spotkania, filmu czy koncertu, ponieważ mamy inną wrażliwość, wiedzę, umiejętności, wartości… Dzięki temu, co w sobie nosimy, inaczej odbieramy z pozoru „te same” wydarzenia. Mówiąc o jodze, może nam się wydawać, że mówimy o tym samym – chciałabym, żeby tak było – ale są różne podejścia do jogi, różne tradycje i style nauczania, no i nauczyciele są przecież różni. Każdy ma inną osobowość, temperament, doświadczenie, więc inaczej prowadzi zajęcia. Ja nauczam Hatha Jogi w stylu akademickim, Iyengara oraz z elementami Vinyasy. Osobom, które chcą spróbować jogi, a mają jakieś wyobrażenia, czym ona jest i wątpliwości, że może to nie dla nich, polecam na początek, aby po prostu zapisali się do szkoły jogi, kupili karnet open i skorzystali z różnych zajęć, u różnych nauczycieli. Może znajdą taki styl i takich nauczycieli, którzy z nimi „zarezonują”. Myślę, że jest to tak bardzo indywidualne również dlatego, że joga nie dotyczy tylko pracy z ciałem, nie jest tylko ćwiczeniami fizycznymi. To też skupienie na sobie, samoobserwacja, praca z oddechem, świadomość, kim jesteśmy… Joga to szuka życia. Spotkałyśmy się zresztą w szkole Joga Sztuka Życia.
Zapytam cię – jak na rozmowie kwalifikacyjnej – jakie jest, zatem, twoje doświadczenie?
Miałam przyjemność, szczęście i przywilej stanąć pierwszy raz na macie w 1998 roku w szkole Sławomira Bubicza, który prowadził jeszcze wtedy zajęcia na sali gimnastycznej w szkole na Nowym Świecie w Warszawie. Sławek sprowadził Hatha Jogę B.K.S. Iyengara do Polski w latach osiemdziesiątych. Nigdy nie zapomnę moich pierwszych zajęć! Następnego dnia czułam całe ciało! Śmiałam się, że czuję mięśnie tam, gdzie myślałam, że ich nie mam, nawet w dłoniach. Jednak coś znacznie ważniejszego zadziało się w moim umyśle. Percepcja była wyostrzona, jakbym czuła i widziała więcej, jaśniej. Przez kolejne lata joga była w moim życiu tłem. Była praktyką własną. Pomysł, aby zostać instruktorem jogi, wzięłam na poważnie pod uwagę dopiero w trakcie pandemii COVID-19. Zawodowo od kilkunastu lat zajmuję się fotografią i do czasu pandemii miałam tak dużo pracy i wiele różnych projektów zawodowych, że po prostu nie miałam ani takiej potrzeby, ani czasu na to, aby zająć się zdobyciem certyfikatu instruktora. W trakcie pandemii, kiedy miałam mniej zleceń fotograficznych, pojawiła się potrzebna przestrzeń oraz we mnie – co ważne – gotowość i dojrzałość do tego, aby dzielić się z innymi jogą w szerokim tego słowa znaczeniu.
Zaskoczyłaś mnie trochę, bo odniosłam wrażenie, że to właśnie ty jesteś jogą od zawsze. Odniosłam wrażenie, że jesteś w niej głęboko osadzona.
Jestem.
Wiesz… To, że masz uprawnienia do uczenia jogi, nie do końca świadczy o „jogowym” sposobie życia. W jodze można szybko się zakochać, można pojechać do Indii, wrócić z certyfikatem i próbować zrobić z niej zawód. Ale nie w tym rzecz. Tak samo jak fakt, że masz prawo jazdy, nie świadczy o tym, że jesteś dobrym kierowcą. Certyfikat ze szkoły jest bardzo ważny, ale podstawą jest praktyka własna, to w niej dojrzewasz. No i oczywiście pomagają też kursy doszkalające. Na zajęciach często powtarzam: „Jesteś tutaj dla siebie, a nie po to, aby udowadniać innym, jak wysoko założysz nogę, jak bardzo jesteś rozciągnięta/-y, ile minut ustoisz na głowie”, itd. Powtarzam, aby obserwować, jak się czujemy w danej pozycji, jak nam w niej jest. Uczulam, że ból w lędźwiach albo w kolanach jest sygnałem, że trzeba wyjść z pozycji lub zrobić lżejszy wariant. Na zajęciach również bardzo często powtarzam o skupieniu na własnym oddechu i wyczuciu, na ile można wykonać daną pozycję. Tu i teraz. Bo to, że udało ci się świetnie wygiąć ciało wczoraj, nie znaczy, że uda ci się dzisiaj. To, że dzisiaj uda mi się coś super zrobić, to nie znaczy, że tak będzie to wyglądało jutro. Życie to ciągła zmiana.
Czasem dużo w tej jodze popisywania się.
Ci, co mają napompowane ego, będą się popisywać. Czy to w jodze, czy w bieganiu, czy w innych działaniach. Ci, co chcą być zauważeni, dowartościowani, jako narzędzie do podbudowania siebie wykorzystają jogę czy nawet medytację. Miarą praktyki nie jest liczba obserwatorów na Instagramie czy certyfikatów z różnych szkół. Miarą praktyki jest to, jak żyjesz – tu i teraz.
Na twoich zajęciach wchodzi się w jogę jak w codzienność, jak na wypad na kawę, jak do uwielbianej pracy. Tak, jakby nie oddzielało się jogi od reszty życia, niezależnie od ubioru czy samopoczucia. To jak czyste piękno.
Dziękuję za te słowa.
Podczas zajęć nie jestem dla siebie, jestem dla uczniów. Staram się otoczyć ich uważnością i opieką. Oczywiście daję czasem tak zwany wycisk, ale zawsze powtarzam, że można odmówić wykonania pozycji, można odpocząć lub wybrać łagodniejszy wariat. Uczestnik zajęć nie praktykuje jogi dla mnie, tylko dla siebie samego. Pierwszą zasadą moralną w życiu oraz w ośmiostopniowej ścieżce jogi jest Ahimsa, zasada niekrzywdzenia, poszanowanie dla wszelkiego życia. Zacznijmy od siebie, nie krzywdźmy siebie. Chyba tego doświadczyłaś na zajęciach?
I nie tylko ja. Nie chcę się oczywiście wypowiadać za innych, ale widziałam tyle wdzięczności na twarzach innych ćwiczących, tyle uśmiechu, spokoju, że aż miło było być tym otoczoną.
To mnie umacnia w tym, że jestem na właściwej ścieżce. To, że zdecydowałam się uczyć, było wspaniałą decyzją życiową. Znam osoby, które szybko zakochały się w jodze, poświęciły się jej i po paru latach same zaczynały uczyć. Ja jestem osobą, która raczej nigdy nie miała wielkich ambicji w życiu. Dla mnie najważniejsza jest jakość życia, poczucie, że naprawdę żyję, a nie stopnie czy certyfikaty, przejechane kilometry czy odwiedzone kraje (jestem też podróżniczką). Ważny jest dla mnie każdy dzień przeżyty mądrze i świadomie. Praktyka jogi poprowadzona dobrze, z miłością, daje sens.
Masz bardzo dużą łatwość wyczuwania swoich uczniów, zauważasz, gdzie czują w ciele ból czy napięcie. To chyba twoja supermoc.
Może to dar? A może czujna obserwacja? Widzę, kiedy dana osoba ma napiętą twarz, widzę, gdy ćwiczy z wysiłkiem. Tak, jak powiedziałam, jestem dla innych, a nie dla siebie. Jak rozłożę matę dla siebie, to mam praktykę własną. Moją intencją jest to, żeby każdy przez tę godzinę czy półtorej mógł doświadczyć siebie, swojego ciała i umysłu, jak najlepiej poczuć siebie.
Ludzie na zajęciach i po nich dziękują ci. Często podchodzisz do ćwiczących, proponując inny wariat asany. Ułożyłaś mnie na wałkach w taki sposób, który relaksuje oraz rozwija w jodze. Indywidualnie dla każdej osoby potrafisz dobrać sprzęt.
W szatni mnie obgadywaliście (śmiech).
Obserwacja, uważność, doświadczenie – wszystko na to wpływa. Bardzo lubię sformułowanie „Znajdź przyjemność w tej pozycji”. A ostatnio mówię też „Rozgość się w tej asanie”. Zachęcam do tego, aby na czas praktyki oderwać się od rzeczy zewnętrznych, aby wejść do wewnątrz siebie. Egzamin z praktyki następuje wtedy, kiedy przychodzą do nas choroby, smutki oraz kryzysy. Wspaniałe są asany równoważne, bo one wręcz wymuszają skupienie się na sobie, na czuciu swojego ciała, oddechu. Kiedy na przykład staniesz na jednej nodze, a nie skoncentrujesz się na tym, co czujesz, jak dociśnięta jest stopa, jak wydłuża się ciało, jak oddychasz, to się po prostu przewrócisz. To ten moment, kiedy jesteś w sobie, a nie w głowie. Świetnym testem tego jest Vrksasana – pozycja drzewa, dzięki której łatwo można zauważyć, czy umysł jest skoncentrowany, czy rozproszony. Uważność, obserwacja, skupienie – to klucz do jogi.
Po zajęciach zapraszasz czasem grupę do medytacji. Odniosłam wrażenie, że ma ona bardzo duży wpływ na twoją praktykę jogową.
To ważne pytanie, do którego pewnie trzeba było dojść, a nawet gdyby ono nie padło, to sama bym o tym opowiedziała.
Praktykuję medytację Vipassana w tradycji Sayagyi U Ba Khina według nauczania S.N. Goenki. Jestem przekonana, że ta medytacja jest moim kluczem do nauczania jogi. Vipassana i joga cudownie się ze sobą uzupełniają. Mam wrażenie, że medytacja jest modnym teraz słowem, czasem bywa wręcz takim workiem, do którego wrzuca się za dużo rzeczy. Sama czasem unikam mówienia, że medytuję, mówię natomiast o „praktyce uważności”. Medytacja jest dla mnie bardzo głębokim stanem rozpuszczenia ciała-umysłu. Może się to wydawać abstrakcją dla tych, którzy tego nie doświadczyli. Praktykuję codziennie od 2006 roku, a przynajmniej raz w roku jeżdżę na odosobnienia medytacyjne na minimum 10 dni, czasem – 14, a czasem – 20.
Brzmi trochę jak wyzwanie.
Bo to jest wyzwanie dla rozproszonego umysłu. Na początku dużym wyzwaniem jest, żeby usiąść w pozycji z prostym kręgosłupem, zamknąć oczy, skupić całą uwagę do wewnątrz siebie, pozostać w takim nieporuszonym stanie przez dłuższy czas, a jednocześnie umieć się rozluźnić. Na początku drogi medytacyjnej jest to trudne, bo jest to nowe doświadczenie dla ciała-umysłu, który przed tym się broni, więc się napina. Trudno, szczególnie na początku, rozluźnić się i być neutralnym obserwatorem tego, co się w nas wydarza. To jest proces, nauka – podobnie jak z pływaniem czy jazdą samochodem; gdy udoskonalasz się w tym, zaczyna się robić lekko, a nawet przyjemnie. Medytacja w pozycji siedzącej na kursie trwa minimum 10 godzin dziennie. Z czasem uczysz się też być w tym stanie uważności i samoobserwacji podczas spacerowania, jedzenia czy brania prysznica. Vipassana znaczy „widzieć rzeczy, jakimi są”. Uczysz się obserwować doznania w ciele w szczególny sposób – bez oceniania, nazywania, lubienia i nielubienia; po prostu obserwujesz bez reagowania, zauważając ich zmienną naturę. Mówiąc „doznania”, mam na myśli zwykłe fizyczne doznania, które zachodzą w naszym ciele, które możemy poczuć, takie jak ciepło, zimno, mrowienie, drętwienie, napięcie, ból, wibrowanie, kłucie, szczypanie… Lubię analogię do pływania, chociaż nie jest ono moją domeną; dopóki nie zanurzysz się w wodzie i nie spróbujesz pływać, to nie wiesz, co to znaczy. Tak samo jest z medytacją czy z jogą. To jest praktyka, doświadczenie. A tylko własne doświadczenie przemienia. I żeby ta praktyka nie była takim wysiłkiem czy udręką, warto pamiętać, jak istotna jest motywacja i intencja, z jaką coś robimy. Dla mnie jest to bardzo głęboka ścieżka duchowa, a jednocześnie coś jak fizyka kwantowa, taki eksperyment w obrębie własnego ciała-umysłu; podczas niego zaczynasz doświadczać stanu niepodzielenia, jedności. Im dłużej medytuję, tym bardziej zauważam, jak mocna jest to technika. Praktyka Vipassany uwrażliwia, ale jednocześnie daje emocjonalny parasol ochronny. To technika, która uczy, jak zachować balans na poziomie umysłu, bez względu na to, co się dzieje, czego doświadczasz. Uczy też, jak nie chłonąć wszystkiego i jak się nie krzywdzić. Jest to technika, która przygotowuje do życia oraz do umierania.
Dodam na koniec, że nie jestem nauczycielką medytacji Vipassana. I bynajmniej do tego nie aspiruję. Chociaż… do nauczania jogi też nie aspirowałam (śmiech). Nie wiem, co życie przyniesie, ale wiem, że pisze ono najlepsze scenariusze.
Jolanta Suszko-Adamczewska – fotografka, podróżniczka i instruktorka Hatha Jogi. Absolwentka Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji na UW. Prowadzi warsztaty fotograficzne, prezentacje podróżnicze, wyjazdy z jogą. Pisze dla magazynu „Kontynenty”. Kilkakrotnie gościła w radiu Czwórce.
Certyfikowana instruktorka Hatha Jogi (Joga Akademicka prof. Janusza Szopy) od 2021 roku. Jogę praktykuje od 1998 roku. Pierwsze kroki na macie stawiała pod okiem Sławomira Bubicza. Praktykę jogi pogłębiała u nauczycieli z Polski i z zagranicy. Od 2006 roku praktykuje medytację Vipassana.
fot. Maciej Meru Adamczewski: https://mmadamczewski.com/