Joga daje połączenie
– Dużo różnych sportów przerabiałam w życiu, ale joga jest jedyną aktywnością fizyczną, dzięki której można usłyszeć siebie – przekonuje Monika Lange, nauczycielka jogi, trenerka personalna. Rozmawiam z nią o tym, dlaczego duchowy aspekt jogi jest dla niej najważniejszy.
Marta Chowaniec: Powitałaś już słońce i możemy zacząć rozmowę?
Monika Lange: (śmiech) Mam obowiązki od rana jak „normalny człowiek”. Wyprowadzam psa, od szóstej rano pracuję z klientkami.
Żeby mieć „coś” dla siebie, zanim wstanę z łóżka, staram się poczuć wdzięczność, uświadomić sobie, że nie jestem tym umysłem, który ciągle gada, ani tym ciałem, któremu się nie chce. Aspekt duchowy jogi jest dla mnie najważniejszy. Joga daje mi połączenie z ciałem, duszą, naturą i Wszechświatem. Dużo różnych sportów przerabiałam w życiu, ale joga jest jedyną aktywnością fizyczną, dzięki której mogę usłyszeć siebie. Wczoraj przeczytałam świetne porównanie: wszyscy jesteśmy tym samym oceanem i Bóg czy Wszechświat są tym samym oceanem, i w tym życiu jesteśmy przelewani do większego lub mniejszego wiaderka czarnego czy białego – to bez znaczenia… Ale w swojej istocie jesteśmy tym samym – jednym bezkresnym oceanem. Myślę, że to właśnie jest istotą duchowości w jodze.
Wylądujmy, proszę, na macie…
W Indiach, gdzie powstała joga, podkreślają, że to, co my na Zachodzie uważamy za jogę, to tylko aspekt fizyczny. Fizyczną praktykę tworzą asany. A podążanie ścieżką jogi to też kierowanie się zasadami moralnymi, życie zgodnie z własną prawdą, niekrzywdzenie, samopoznanie i oddanie się wyższej energii. Medytacja i pranajama są sposobem na osiągnięcie tego samopoznania i znalezienie swojej prawdy.
Jak sobie radzisz na swojej duchowej drodze jogi?
Najtrudniejsze jest tutaj chyba to, by nie działać z automatu. Żeby nie iść w złość, gdy się denerwuję, nie iść np. w jedzenie, gdy jestem smutna, a zamiast tego poszukać siebie w medytacji albo poobserwować, co się dzieje w moich myślach. Jest to codzienna praca. Jutro też jest dzień (śmiech), jutro zaczynam od nowa. Jeśli za drugim razem sobie nie poradzę, to może za dziesiątym będę pamiętała, żeby nie reagować automatycznie, zdystansuje się, popatrzę, co ten umysł „gada” i zareaguję inaczej, spokojniej, z korzyścią dla mnie samej.
Gdy byłam na Twoim wyjeździe jogowym, spotkałyśmy się w kręgu, by losować karty mocy. Ty wylosowałaś kartę wojowniczki, a joga była wymyślona dla wojowników, więc może właśnie jesteś na najlepszej dla siebie drodze.
A ja znam historię, że joga była stworzona dla młodych mężczyzn, żeby ujarzmiali hormony (śmiech).
Natomiast co do bycia wojowniczką, teraz widzę to tak, że nie warto walczyć z rzeczywistością czy przeciwnościami. Wierzę, że nie ma przypadków, że wszystko ma swój sens. Byłam ostatnio pod Łodzią na wycieczce rowerowej. Niestety trafiłam na wielką ulewę, więc niewiele myśląc, skręciłam do pierwszego miejsca, gdzie jak się zdawało, będzie można się schronić. Okazało się, że to miejsce świetnie pasuje na organizację wyjazdu jogowego. Więc zabrałam się za organizację wydarzenia w tym właśnie miejscu, a to ulewa mnie tam skierowała.
Na jakie codziennie przeszkody czy problemy trafiasz swojej pracy instruktorki fitnessu i nauczycielki jogi?
Wyzwaniem jest to, że każdy jest inny i ma za sobą różne doświadczenia. Trzeba dopasować fizycznie poziom praktyki do poszczególnych osób i całej grupy, do ich możliwości. Mam ogólny plan na całą praktykę, ale do każdego podchodzę indywidualnie, proponując alternatywną wersję ćwiczeń. Łatwo „czytam” ludzi i przejmuję ich emocje. Więc dużo pracuję nad sobą, żeby właśnie tego nie robić. Chcę pomagać ludziom, jednak nie biorąc ich problemów na siebie. To wyzwanie dla każdego, kto pracuje z ludźmi, w grupie ludzi. Uczę się tego i nad tym pracuję. Jako że żyję w naturze, ona mi w tym pomaga. Mam psa, z którym latem wychodzę nawet pięć razy dziennie. To mój reset.
Dlaczego ludzie jeżdżą na Twoje wyjazdy jogowe?
Dziewczyny, które chodzą do mnie indywidualnie czy na zajęcia grupowe, wiedzą, że mam szerokie zainteresowania: joga i różne aktywności, dietetyka, psychologia, szeroko rozumiany rozwój osobisty… Mimo że moje konto na Facebooku ma małe zasięgi, te dziewczyny, które mnie znają osobiście, jeżdżą ze mną. Są takie, które były nawet pięciokrotnie. Raz spróbowały, poczuły, że dobrze im to robi, więc jadą ponownie. Panowie też, jak najbardziej, pojawiają się na takich wyjazdach. Wyjazdy organizuję zawsze w naturze, bo ona może wiele dać, koi i resetuje. Medytujemy i praktykujemy boso na trawie. Na tych wyjazdach można się sobą zaopiekować, nie myśleć o zakupach, gotowaniu czy sprzątaniu. Uczestnicy mają podane świetne jedzenie. Takie wydarzenia też łączą ludzi. Wiem od dziewczyn, które poznały się na moich wyjazdach, że nadal się przyjaźnią.
Sama też wyjeżdżałaś na kursy jogowe, żeby zostać nauczycielem jogi. Jest bardzo dużo szkół jogowch. AWF proponuje studia podyplomowe, są kursy jogi prowadzone przez różne polskie szkoły w najróżniejszych miejscach. Jaka droga do nauki jogi jest najlepsza?
Na kursach nauczycielskich byłam na Teneryfie i w Indiach. Wyjeżdżałam na kursy stacjonarne, intensywne, bo zależało mi, żeby cały miesiąc poświęcić tylko jodze. To fajna forma, bo w ten sposób odcinasz się od normalnego życia i skupiasz tylko na własnej praktyce i rozwoju. Wiadomo, że nie każdy może sobie pozwolić, żeby na miesiąc „wyciąć się” z życia, ale taki czas to niezwykłe przeżycie. Aczkolwiek muszę przyznać, że najwięcej wiedzy anatomicznej i fizjologicznej nauczyłam się z polskiej szkoły internetowej, platformy dla nauczycieli jogi, na której cały czas jestem. W Polsce nie mamy się czego wstydzić, poziom wiedzy jest bardzo wysoki.
Do mat i ubrań jogowych też mamy pełen dostęp?
Ten aspekt jogi w ogóle mnie nie zajmuje.
Dla mnie joga – tak jak mówiłam – jest praktyką duchową i to, w jakich ubraniach czy na jakiej macie ćwiczę, nie robi mi absolutnie żadnej różnicy. Mogę ćwiczyć na trawie w piżamie. Jeśli spaceruję nad morzem, mogę usiąść pooddychać i praktykować medytację. Zajęcia grupowe zaczynam często od słów: „Sprawdź, czy jesteś na swojej macie”, „Sprawdź, czy jesteś ze sobą”, „Czy nie uciekają ci myśli?” w skomplikowanej asanie, gdy dziewczyna obok podniosła nogę wyżej (śmiech). Liczysz się tylko ty i twoja praktyka. I to się sprawdza.
Tobie nawet czteroletnia siostrzenica powiedziała: „Ciociu, jakie ty masz super pośladki!”. I jak tu nie zazdrościć?
(śmiech) Zanim w moim życiu pojawiła się joga, ćwiczyłam inne sporty i dlatego tak wyglądam. Mam duży background z treningu siłowego, tańca, pole dance’u i crossfitu, dlatego fizyczny aspekt jogi przychodzi mi łatwo i bez problemu mogę wchodzić w bardziej skomplikowane asany. A nad aspektem duchowym pracuję cały czas. Joga to chyba jedyna rzecz w moim życiu, w której jestem w pełni obecna, szczególnie kiedy prowadzę zajęcia. Czuję, że jestem w odpowiednim miejscu w życiu. Jeśli po praktyce jogi czujesz, że na sercu jest ci lżej, to znaczy, że jesteś w dobrym miejscu.
Monika Lange – podróżnicza dusza z dziesięcioletnim doświadczeniem w świecie zdrowia i rozwoju osobistego. Jest nauczycielką jogi RYT 500, posiadającą certyfikaty RYT 200 z Teneryfy oraz RYT 300 z Indii. Jest też trenerką personalną, instruktorką fitness i magistrem dietetyki. Przez ostatnie dziesięć lat towarzyszy kobietom w ich podróży do zdrowia, kondycji i wymarzonej sylwetki. W swojej pracy nie skupia się tylko na ciele – równie ważna jest praca z umysłem w myśl słów: „Razem zmieniamy nawyki i podejście do życia, tworząc kompleksowy program, który obejmuje zarówno ruch, jak i zdrową dietę, ale także psychologiczną równowagę.” Ciągły głód wiedzy, ciekawość świata i pragnienie pomocy innym napędzają ją do nieustannego doskonalenia się. Ukończyła szkolenia coachingowe i psychodietetyczne, a jej umiłowanie literatury psychologicznej i rozwojowej pomaga w lepszym zrozumieniu potrzeb podopiecznych.