W kierunku upragnionej zmiany
– Wszystkie zmiany, których chcemy dokonać, mają służyć temu, byśmy czuli się lepiej – bardziej szczęśliwi, spełnieni i spokojni. O tym jak to zrobić rozmawiam z Moniką Cywińską, holistyczną trenerką szczęśliwych relacji.
Marta Chowaniec: Podobno jedyne, co w życiu pewne, to zmiana. Dlaczego zatem ona nam nie wychodzi, tak tu nudno. Co zrobić, żeby coś wreszcie się zmieniło?
Monika Cywińska: Zmiany następują zawsze! Ale nie zawsze w takim tempie i kierunku, w jakim chcemy. Jeśli chcemy zmiany, najpierw warto zastanowić się, co ma się zmienić.
Praca, mąż czy miasto?
Tak naprawdę najważniejsze pytanie dotyczy tego, jak czuję się teraz i jak chciałabym się poczuć, gdy zmiana nastąpi. Wszystkie zmiany, których chcemy dokonać, mają służyć temu, byśmy czuli się lepiej – bardziej szczęśliwi, spełnieni i spokojni. Czasem nie trzeba zmieniać ani pracy, ani męża, ani miasta – wystarczy zmienić nastawienie, np. zacząć doceniać bardziej to, co mamy dobrego. W myśl zasady „Energia idzie za uwagą”. Dzięki takiej postawie otrzymamy w życiu więcej dobrych rzeczy. Zaznaczę, że postawa wdzięczności nie oznacza, że mamy rezygnować z rozwoju i marzeń o nowych projektach w pracy, przeprowadzce do fajniejszego miejsca, wyjściu z toksycznego związku czy postawieniu potrzebnych granic w relacjach. Zmianie zewnętrznej zawsze towarzyszy zmiana wewnętrzna i na odwrót. Chodzi o równoczesne robienie konkretnych kroków w życiu w kierunku upragnionej zmiany i jednoczesną pracę nad mindsetem.
Czyli na początek warto wiedzieć, czego się chce.
Warto zastanowić się, co mogę zrobić już dziś, w ciągu tygodnia, miesiąca, roku, aby przybliżyć się do celu. I jednocześnie – jakie kroki wykonać, by stać się tą wersją siebie, która ma już to marzenie spełnione. Jeśli to pominiemy, wówczas kroki mające wywołać upragnioną zmianę nie przyniosą rezultatów. Na przykład: jeśli chcę poznać wymarzonego partnera, to owszem, warto założyć konto na portalu randkowym i zacząć umawiać się na randki. W końcu statystycznie za którymś razem powinnam znaleźć tego jedynego. Ale jeśli w mojej podświadomości pozostaną przekonania sabotujące stworzenie szczęśliwego, opartego na wzajemnym szacunku związku, to statystyka zawiedzie. Np. jeśli masz przekonanie, że mężczyźni chcą tylko przelotnych znajomości dla seksu, to takich będziesz spotykać. Jeśli masz przekonanie, że wszyscy faceci to egoiści, którzy wykorzystują zbyt dobre kobiety, to będziesz podświadomie przyciągać egoistycznych mężczyzn i swoim zachowaniem niejako zapraszać ich do tego egoizmu. Jeśli nie wierzysz, że zasługujesz na wspierającego partnera, więc od biedy zgodzisz się na jakiegokolwiek – poznasz takiego sobie mężczyznę.
Ale jeśli uwolnisz podświadome blokady (przetransformujesz niewspierające przekonania na wspierające), nauczysz się nowych, bardziej wspierających sposobów komunikowania się ze sobą i z innymi, zbudujesz nowe nawyki kobiety, która kocha siebie i dba o siebie, bo wie, że zasługuje na wszystko, co najlepsze, to może się okazać, że konto na portalu randkowym nie będzie potrzebne, bo poznasz tego odpowiedniego partnera tak zwanym przypadkiem – a tak naprawdę podświadomie przyciągniecie się nawzajem. Dokładnie tak samo jest z tematem pieniędzy, biznesu, jakości relacji z dziećmi, zdrowiem i wszystkim innym.
Inaczej mówiąc: to nasze podświadome przekonania i oparte o nie wzorce zachowań determinują nasz świat. Dlatego silna wola i mocne postanowienie, że ma się coś zmienić, a nawet dobrze przemyślany plan, nie wystarczą, jeśli nie zadbamy o zmianę tych podświadomych przekonań.
Jak to zrobić?
Jest wiele sposobów, m.in. afirmacje, wizualizacje, medytacje i moje ulubione narzędzie – hipnoterapia. Kiedy jesteśmy w stanie hipnozy (zwanym często stanem medytacji albo stanem alfa – czyli takim stanem umysłu jak na przykład tuż po pobudzeniu lub przed zaśnięciem, gdy funkcja świadoma umysłu jest nieco wyciszona), najłatwiej nam dotrzeć do tych niewspierających podświadomych wzorców zachowań, przekonań i przetransformować je na wspierające. Albo „nasączyć” podświadomość wspierającymi afirmacjami, czyli wizualizacjami.
Ważna jest również zmiana podświadomych programów poprzez działanie. Każdy mały krok, który zrobisz w kierunku swojego marzenia, sprawia, że stajesz się nową wersją siebie, która może więcej niż ta, którą byłaś przed chwilą. Ta nowa wersja jest gotowa na następny krok.
Metoda małych kroków, stopniowe zmienianie nawyków, poczucie swojej sprawczości i nade wszystko bycie w tym procesie swoim największym kibicem –- to prawdziwy klucz do zmiany.
Czy może nam w tym pomóc wiedza o tym, skąd wzięły się jakieś nasze ograniczenia czy trudności?
Wiedza często daje poczucie ulgi i ponownego możliwość wejścia w trudne doświadczenie (traumę), które odcisnęło piętno na naszej podświadomości. Możemy na przykład przeczytać książkę albo obejrzeć film lub dowiedzieć się od terapeuty, że nasz problem ze stawianiem granic zaczął się już w dzieciństwie, kiedy mówiono nam: „Nie ma co się złościć”, „Nie ma powodu do płaczu”, „Co wolno wojewodzie to mnie tobie…”, „Dzieci i ryby głosu nie mają”. Te wszystkie zdania oznaczają, że od samego początku nie dawano nam prawa do obrony tego, na czym nam zależy i budowano w nas przekonanie, że w ogóle to, na czym nam zależy, nie jest istotne. Pewnie przeżyliśmy też jakieś emocjonalnie trudne doświadczenia, które odcisnęły w nas piętno w taki sposób, że teraz trudno nam stawiać granice, bo np. ktoś ważny nas odrzucił, gdy powiedzieliśmy swoje zdanie, ukarał milczeniem albo nakrzyczał lub odwrócił kota ogonem.
Jednak samo zrozumienie tego, skąd wzięły się nasze wyzwania, nie uwalnia od tych programów. Żeby przetransformować niewspierające wzorce na wspierające, niezbędne jest uwolnienie energii trudnych emocji, które jak kotwica zatrzymują w nas te negatywne wzorce. Emocje uwalnia się, przyzwalając sobie na ich poczucie. Jeśli zatrzymamy się na etapie uświadomienia sobie, skąd wzięły się trudne przekonania, ale nie uwolnimy związanej z nimi energii trudnych emocji, wówczas zaczynamy odczuwać coraz większą frustrację i niebezpieczne przekonanie, że nigdy sobie z tym nie poradzimy.
Możemy rozumieć, z jakich powodów trudno nam stawiać granice i jednocześnie dalej będzie nam trudno te granice stawiać, za to będziemy bardziej się frustrować, bo wydawałoby się, że zrozumienie mechanizmu pomoże w rozwiązaniu problemu. Ale właśnie tak to nie działa. Kiedy przez dłuższy czas nie wykonamy pracy z podświadomością, to z czasem możemy nabrać niebezpiecznego przekonania, że nigdy sobie z czymś nie poradzimy. A to przekonanie będzie manifestowało się w naszym życiu i sprawiało, że coraz trudniej będzie rozbroić ten negatywny wzorzec.
Dlatego oprócz coachingu, nauki narzędzi do zdrowej komunikacji i stawiania granic oraz uświadamiania, sobie skąd wzięły się te niewspierające przekonania i wzorce zachowań, równolegle prowadzę pracę z podświadomością, docierając do tych miejsc, które noszą negatywny wzorzec. By je wesprzeć, ukochać i uzdrowić, sprawiając, by miały w sobie przekonanie, że są warte kochania, wystarczające i zasługujące na to, aby ich potrzeby i pragnienia były respektowane – to odnosi się do przykładu trudności zestawieniem granic.
Czy możesz podać bardziej konkretny przykład?
Podam przykład z codzienności, która może być udziałem wielu moich klientek.
Mówią one często, że kiedy próbują powiedzieć swojemu partnerowi o swoich potrzebach, on zawsze odwraca kota ogonem. „On zawsze mnie przegada, zawsze wyjdzie na to, że to moja wina albo że wymyślam, czepiam się”…
Przykładowo, moja klientka martwi się tym, że dzieci wciąż przychodzą do niej z problemami i mówią: „Mamo, nie mów tacie, ale…”. Martwi się tym, że dzieci boją się swojego taty. Więc próbuje sama z nim porozmawiać, ale słyszy, że przesadza, że „robi z igły widły” i „że źle to jest u sąsiadów, a u nas to Eldorado”. Mojej klientce trudno jest postawić granice mężowi – zarówno jeśli chodzi o jego zachowanie wobec dzieci, jak i wobec niej samej.
Na sesji z hipnoterapii wracamy do jednej z takich rozmów i sprawdzamy, gdzie w ciele klientka czuje emocje. A następnie pracujemy z tymi emocjami, wyobrażając sobie, wizualizując, że są one jakimś kawałkiem jej tożsamości – często okazuje się, że jest to mała dziewczynka albo nastolatka. Następnie odszukujemy w niej emocje i zasoby –kawałki tożsamości gotowe, by zaopiekować się tą dziewczynką czy nastolatką w tej sytuacji i jakoś ją wesprzeć
Tak to wygląda, w dużym uproszczeniu. W ten sposób niewspierające wzorce na takie, dzięki którym będzie nam łatwiej osiągnąć pewność siebie i stawiać granice. Taka praca spowoduje, że przy następnej takiej sytuacji klientka będzie potrafiła z dużo większą łatwością stanąć do konfrontacji, by nie zbito jej z pantałyku. Będzie czuła się wartościowa i zasługująca na odpowiednie traktowanie jej i dzieci. Co więcej, do pracy z hipnoterapią w ogóle nie potrzebujemy znać źródła naszych wyzwań. Działamy bezpośrednio na podświadomości.
Czasem podczas sesji wychodzi na jaw, co było tą przyczyną z przeszłości, a czasem – nie. To działa niezależnie od tego, czy mamy uświadomione, czy nieuświadomione przyczyny naszych problemów.
A więc najważniejsza jest praca z podświadomością?
Nie do końca – najważniejsze jest podejście holistyczne, czyli takie, gdy jednocześnie pracujemy nad uświadomieniem sobie, gdzie jesteśmy w życiu, a gdzie chcemy być, co nam w tym przeszkadza, co nam w tym może pomóc, uczymy się nowych sposobów narzędzi komunikacji, wprowadzamy kolejne małe kroki, zmieniamy nawyki – i jednocześnie działamy na poziomie podświadomości, o czym mówiłam przed chwilą.
W holistycznym podejściu wiemy, że ważna jest również praca z ciałem. Bardzo często w naszym ciele istnieją napięcia, które niejako kotwiczą stare wzorce. I choć wszystko powinno już pójść do przodu, tkwimy w impasie. Lubię rozładowywać napięcie w ciele przez terapię Access Bars, którą stosuję podczas sesji z moimi klientami. Albo odsyłam je do zaprzyjaźnionej akupunkturzystki lub terapeutki czaszkowo-krzyżowej. Praca z oddechem też jest bardzo pomocna. A nade wszystko potrzebne jest fizyczna dyspozycja. Czyli nawyki dbania o ciało, takie jak odpowiednia długość snu, zdrowe żywienie, odpoczynek. Zmiana wymaga energii. Jadąc na oparach, nie dokonamy jej.
W końcu, gdy psuje się koło od samochodu, to je wymieniamy. Każdy się skupia na tym, co trzeba zmienić. To standardowy sposób myślenia. Jasne! Zmień koło, ale przy okazji doceń, że cała reszta działa. Przy okazji umyj auto i zobacz, jak pięknie się błyszczy w promieniach słońca. Jeśli skupisz się tylko na kole i jego wymiana, chwilę potrwa, to zaczniesz myśleć, że całe Twoje auto jest do bani, nic nie warte, stracisz motywację i poczujesz marazm.
Wytłumaczę to jeszcze inaczej: na pewno słyszałaś o tym, że aby osiągać swoje cele, trzeba mocno chcieć, bardzo się postarać, poświęcić się swojemu pragnieniu całkowicie, a wówczas dostaniemy to, na czym nam zależy. A czy zauważyłaś już, że jest dokładnie odwrotnie? Im bardziej się starasz, tym bardziej zaczynasz wątpić w siebie, gdy szybko nie otrzymujesz rezultatów. Bo „skoro tak się staram, a nie działa, to chyba coś ze mną nie tak… Może nie zasługuję, żeby to mieć…”. Więc starasz się jeszcze bardziej, żeby zasłużyć. A im bardziej się wysilasz, tym dotkliwiej odczuwasz brak rezultatów. A ten brak tym bardziej manifestuje się w Twoim życiu – bo nie dostajemy tego, do czego świadomie dążymy, ale to, w co wierzymy podświadomie.
Jeśli bardzo długo jesteśmy w obszarze, który chcemy naprawić i nie zajmujemy się niczym innym – zaniedbujemy rodzinę, przyjaciół, przerywamy inne projekty, w których dobrze nam szło, w których czuliśmy się kompetentni – to zaczynamy czuć się zepsuci, bo przestajemy zauważać, że są też obszary dobrze działające. Zaczynamy obsesyjnie podchodzić do kwestii, z którą pracujemy, poświęcając wszystko inne. To ostatecznie prowadzi do frustracji i przekonania, że coś z nami nie tak, bo przecież tak się staramy, wyrzekamy przyjemności, żeby osiągnąć cel, a nic nie działa.
Dlatego, jeśli np. pracujesz nad nowym projektem w swoim biznesie, to koniecznie zadbaj o przestrzeń dla siebie, czas dla rodziny i aktywność fizyczną. To się opłaci. Warto poświęcać uwagę również tym obszarom, które działają – w których czujesz się kompetentny i w których Twoja pewność siebie jest wysoka. To podniesie wibracje i pomoże łatwiej osiągnąć cel, mimo że czas jest dzielony na różne obszary życia.
Nie skupiajmy się tylko na celu! Bądźmy obecni również w innych obszarach życia i nie zapominajmy o czasie dla siebie.
Czas ze sobą skutkuje często napięciowym bólem głowy, chaosem i szukaniem odpowiedzi, co mamy ze sobą zrobić.
No tak, ciągłe działanie to super sposób, żeby nie czuć pewnych emocji. Pędzimy w kołowrotku i zamykamy uczucia w pudełku, żeby skupić się na zadaniach. Ale gdy tylko się zatrzymujemy, uczucia wychodzą z pudełka, wracają trudne myśli, a ciało odchorowuje długotrwały wysiłek – często bólem głowy, katarem, zespołem jelita drażliwego, wrzodami żołądka czy bólami pleców.
Akurat z bólami głowy, jeśli chodzi o mnie, trafiłaś w punkt! Były okresy, nawet miesiące, kiedy doświadczałam ich codziennie. Pomimo, że działałam. Po prostu emocje zaczęły wychodzić z pudełka, gdy się dało – np. podczas snu. Budziłam się z bólem głowy.
Teraz bardzo się staram dbać o dyscyplinę odpoczywania. Np. kiedy pojawiają się trudne emocje, sprawy zaczynają iść jak po grudzie, budzę się i od razu staję na baczność – zauważam to i zadaję sobie pytanie, kiedy ostatnio byłam w lesie. Czasem potrafię przesunąć sesję, żeby naładować akumulatory. Wiem, że i mnie, i moim klientom to się opłaci, bo będę w dobrej energii. Nie można być w ciągłym dawaniu i nie napełniać swojego kubeczka. Kiedy popadam w ten chomikowy kołowrotek, to wiem, że znów działam z trybu „Naprawiam siebie i mój świat”, zamiast z trybu „Ukochuję siebie i mój świat”.
Tak jak mówi moja koleżanka: „Wyluzuj!”. Czy my musimy tak się ciągle zmieniać i rozwijać?
Nie ma takiego obowiązku. Można całe życie odtwarzać te same scenariusze i pogodzić się z tym. Wiele osób tak żyje. Nawet przecież większość.
Jednocześnie, jeśli chcesz dokonywać konkretnych zmian i być coraz bardziej szczęśliwa, to rozwój jest nieodzowny. W końcu nie chodzi o to, żeby żyć znośnie, tylko żeby być szczęśliwym. Można być szczęśliwym i spełnionym, nie trzeba zgadzać się na bylejakość. Warto też rozwiać taki mit, że osoba zaangażowana w rozwój osobisty nie doświadcza trudnych emocji. Powiedziałabym, że taka osoba, która się rozwija, ma zwykle znacznie większą pojemność na wszelkie emocje. Odczuwa niesamowitą radość, spełnienie, wdzięczność, często bywa poruszona, wzruszona czy odczuwa prawdziwie głęboki spokój. Ale jednocześnie ma pojemność na swoją złość, smutek, wstyd, poczucie krzywdy czy lęk. Może je poczuć, bo umie sobie z nimi radzić. Dzięki temu, że odczuwa te emocje w pełni, nie zostają one zablokowane w jej ciele i podświadomości. Swobodnie płyną. Odczuwając tę radość czy nawet złość, gdzieś w głębi czuje spokój i zaufanie do siebie i świata – bo wie, że poradzi sobie ze wszystkim, że jest bezpieczna i że podejmie najlepsze decyzje dla siebie i swojego otoczenia.
Monika Cywińska – holistyczny coach szczęśliwych relacji, coach rodzicielski, soul coach, hipnoterapeutka, edukatorka Pozytywnej Dyscypliny, konsultantka Totalnej Biologii, autorka ćwiczeń body & mind dla kobiet w okresie prenatalnym.
Prowadzi kursy Pozytywnej Dyscypliny, holistyczne sesje indywidualne, Kobiece Kręgi Wymiany Mocy, kobiece warsztaty wyjazdowe i stacjonarne w na warszawskim Ursynowie.
Prywatnie mama 13-letniej Ali i 10-letniego Tymka, partnerka Marcina. Fanka książek fantasy i długich spacerów po lesie.